czwartek, 6 kwietnia 2017

Bezsenność w Seattle

Witajcie na moim blogu

U mnie w zasadzie nic nowego... Ogarnia mnie jakaś melancholia. W zasadzie nie podejmę za bardzo tematu, mojej egzystencji tutaj. Wspomnę jedynie, że jedne z moich inwestycji przynoszą mi prognozowane zyski na poziomie 450-500zł miesięcznie. Aczkolwiek na innych inwestycjach straciłem w tym miesiącu 28 dolarów. Trudno...
Poza tym przygotowuję się do wystąpienia na konferencję, o ile moja propozycja wykładu zostanie przyjęta. Dzisiaj właśnie napisałem abstrakt i uzupełniłem kartę zgłoszeniową. 

A poza tym myślę nad likwidacją tego bloga z uwagi na założony przeze mnie plan... Albo przynajmniej zmianę nazwy, o ile jest taka możliowość. Oraz zmianę koncepcji tego bloga...

niedziela, 5 marca 2017

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana i nie je kawioru...

Witajcie.

Niestety, ale musicie mi wybaczyć, że nie piszę częściej. Ta notka również będzie lakoniczna z uwagi na goniący mnie czas.

Krótko i na temat... Co u mnie? Praca ta sama, mieszkanie to samo. W zasadzie z takich nowości, to ostatni weekend spędziłem w domu. I nie mam tu na myśli, że miałem weekend lenistwa, tylko że realnie spędziłem weekend w domu W POLSCE. Było to co prawda tylko 71 godzin, ale wystarczająco, żeby ogarnąć najważniejsze sprawy. Powrót miałem straszny. Trochę się pochorowałem i poszło mi na zatoki, ale 2 dni na tabletkach zrobiły swoje i jestem jak nowonarodzony. Poza tym w samolocie tak mi się zmieniło ciśnienie, że byłem głuchy na jedno ucho przez jakieś 10 godzin. Ale na szczęście minęło i obyło się bez laryngologa.

Co nowego w inwestycjach? Ano z mojego dotychczasowego źródła inwestycyjnego wyciągnąłem już ponad 350zł. Sądzę, że jak na zainwestowanie jakichś 1,5 tys. zł na 10 tygodni jest to całkiem niezły wynik. Co prawda mam mały problem z zainwestowanymi 100zł, ale liczę, że niebawem sprawa się wyjaśni i będzie wszystko ok.  Poza tym zainwestowałem w bitcoiny, ale niestety teraz jest za duża hossa, która zacznie spadać, więc w ciągu dnia zarobiłem ok. 0,4%. Trochę za mało dla mnie, jeśli weźmiemy pod uwagę ryzyko inwestycji. Mam na oku jeszcze 2 inne formy inwestowania, tylko czekam właśnie na uaktualnienie mojego elektronicznego portfela, abym mógł przyjąć środki na to konto i puścić dalej w obieg.

Ostatnio z moją Kobietą odkryliśmy uroki robienia normalnych zakupów spożywczych w Internecie z dostawą do domu. Wcześniej trochę się obawiałem tej możliwości, bo wiecie... może nie przyjść to, co chcecie, może coś w ogóle nie przyjść. Jednak na razie jest ok. Co prawda przy ostatniej dostawie trafiły nam się substytuty produktów, które zamówiliśmy, ale nie odbiegały za dużo od naszych oczekiwań. Zamieszczam listę tych zakupów:
- 2 prześcieradła na dwuosobowe łóżko
- żele pod prysznic SANEX dla alergików (2x500ml)
- przyprawa VEGETA (2x75g)
- mrożone pierogi z mięsem (2x450g)
- 3 wagony po 10 paczek chusteczek higienicznych
- 6 opakowań chusteczek wyciąganych z pudełka
- paczka ręczników kuchennych papierowych (2 rolki)
- papier toaletowy (3x12 rolek)
- oliwka Johnsons Baby (2x500ml)
- pomidory (365g)
- 3 litry mleka ŁACIATE
- przyprawa do mięsa mielonego PRYMAT (2x20g)
- 6 kg mąki
- puszki tuńczyka (3x160g)
- puszki tuńczyka (3x120g)
- pudełka bułki tartej (3x175g)
- wody (6x2l)
- energetyki (12x250ml)
- cydr w puszce (4x500ml)
- piwo w puszce (4x500ml)
- 2 ogórki
- kabanosy (250g)
- mleko 3l
- bób (2x400g)
- soki, napoje w kartonach 1l różne smaki (w sumie 30 kartonów)

Koszt zakupów: 91,19Ł

I w zasadzie tym miłym akcentem kończę notkę. Mam nadzieję, że do pisania/przeczytania niebawem ;)

wtorek, 31 stycznia 2017

Rachunki...

Witam ponownie na moich salonach!

Ten miesiąc miałem bardzo obłożony godzinowo. W zasadzie zupełnie wolne od pracy miałem tylko 5 dni, podczas których się leniłeeeeem ;) W tym miesiącu mój etat wyniósł ok 240h. W zasadzie całkiem niezły wynik. Dużo lepszy niż w ostatnim miesiącu, kiedy miałem nieznacznie więcej niż normalny etat.

Poza tym w pracy zaliczyłem pierwsze uderzenie od mojego podopiecznego. Prawdopodobnie jako skutek jego problemów zdrowotnych i niezrozumienia tego, co się dzieje. Z drugiej strony jest to wyraz zaufania z jego strony, że zwrócił się z tym akurat do mnie. Akurat w tym przypadku ewentualne zagrożenie bardziej grozi osobie, której on bardziej ufa. 

Rozstałem się też z moją poprzednią szkołą językową. Efekty mnie nie wciągnęły. Zapisałem się jednak do nowej szkoły, która jest organizowana przez Polkę, lecz wykładają w niej rodowici Anglicy. Same zajęcia są prowadzone metodą Callana. Zobaczymy co z tego wyniknie...

Ostatnio czytałem artykuł, że Bournemouth jest na 10 miejscu spośród najdroższych miast na świecie. 



Bardzo lubię cyfry... Jeszcze bardziej od czasu, kiedy moje inwestycje w Polsce przynoszą pierwsze efekty ;) Na razie nie są to duże kwoty... utrzymać się człowiek raczej by nie był w stanie za taki procent zwrotu, ale "grosz do grosza"...
Wracając jednak do tematu dzisiejszego bloga, chciałem Wam opowiedzieć o rachunkach i wydatkach. Sam swego czasu dużo szukałem informacji na co wystarcza człowiekowi z brytyjskiej pensji. Wiele portali mówi, że pokój około 400, 300 na życie, 200 na komunikację, etc. Wszystko ok, ale może jakieś szczegóły? Wiem, że część z moich czytelników lubi czytać właśnie tego typu analizy. Sądzę, że czytelnikom dużo dają tzw. "koszyki", czyli zakupy z supermarketu. Jednakże nie o tym będzie dzisiaj. Dzisiaj opowiem o moich wydatkach w tym miesiącu na podstawie mojego rachunku bankowego. Nie będzie zatem szczegółowego opisu paragonów ze sklepu, na których będzie mleko, chleb, etc. Uwzględnię jednak bardziej trwałe zakupy.

Na początku chciałem jednak przypomnieć, że jest to analiza na podstawie pensji support workera, przy ilości pracy obejmującej niewiele więcej godzin niż normalny "polski" etat. Czyli nie jest to etat wyższego personelu medycznego, do którego należą pielęgniarki.

Opis wydatków:
- Opłaty za lokum - 280Ł (duży pokój dwuosobowy, dzielony z drugą połówką)
- Zostawienie kasy mojej lepszej połówce na bieżące wydatki - 150Ł
= Opłaty za komunikację - ok. 61Ł (bilety na 5 tygodni, czyli więcej niż miesiąc)
- Płatności kartą w sklepach spożywczych - ok. 105Ł
- Kupno: okularów p/słonecznych, igieł lekarskich, lampy stojącej do pokoju, soczewek kontaktowych na 3 miesiące (i nie są to najtańsze, ponieważ na moje wady potrzebuję jednych z silniejszych, a tym samym droższych), telefon komórkowy (dotykowy na Androidzie, jeden z tańszych modeli) - w sumie ok. 100Ł
- Abonament na telefon - 22Ł (z wliczoną opłatą aktywacyjną za pierwszy miesiąc - 12GB internetu w UK, free SMS w UK, 200min na rozmowy w UK)
- Abonament na polską telewizję internetową (bardzo duży pakiet) - 6Ł
- Zakupy w Primarcu (większość to ciuszki dziecięce, dla mnie tylko kilka T-shirtów i trochę skarpetek) - ok. 130Ł
- Pieniądze wyciągnięte z konta w bankomatach, które poszły na jakieś niekontrolowane zakupy, etc. - 70Ł (w tym podręcznik do angielskiego)
- 4 zamówienia jedzenia na wynos (kebaby, pizze, chińskie) - ok. 70Ł
- Wydatki na inne cele, które z uwagi na charakter pozostaną na razie tajne ;) - 130Ł
- Odłożenie pieniędzy na konto oszczędnościowe na zakup mieszkania - 230Ł

To wszystkie moje wydatki ze stycznia i... jeszcze trochę kasy zostało. 

Ostatnio Pan Wicepremier, który znany jest m.in. z podniesienia składki ZUS dla przedsiębiorców miał swój wykład w UK. Namawiał Polaków do powrotu z emigracji. Że jak to w Polsce się zmienia i w ogóle. Czy to znaczy, że w Polsce mogę już liczyć na przynajmniej taki sam poziom życia, podejmując pracę pielęgniarza?

wtorek, 10 stycznia 2017

Narzekanie

Witam Wszystkich po dość długiej przerwie!

Zbierałem się kilka razy do napisania tej notki, ale że mam teraz bardzo mało wolnego czasu, to jak już on jest pożytkuję go nieco inaczej. Dlaczego mam teraz bardzo mało wolnego? Ponieważ mamy w firmie braki kadrowe. Koleżanka wyjechała na 3 tygodnie wakacji, oraz wciąż szukamy nowych pracowników i dzięki temu pracuję ponad 60 godzin w tygodniu. Niedziele mam wolne, ale jak to w niedzielę... promuję kult lenistwa i odsypiania po całym tygodniu. Co jeszcze u mnie? Rozpocząłem pierwsze poważniejsze inwestycje finansowe w swoim życiu. 
Po pierwsze razem z moją Kobietą odkładamy na specjalne konta na mieszkanie. Policzyliśmy, że za 2 lata będzie nas stać na wkład własny na mieszkanie 2-pokojowe (o ile ceny nie pójdą w górę). Czy to dużo? Sądzę, że w Polsce odkładając co miesiąc 200zł raczej nie mielibyśmy tak szybko na wkład własny. Tym bardziej teraz, kiedy wymagany wkład własny wynosi 20% wartości nieruchomości. Tym bardziej, że w Polsce 200zł to jest konkretny pieniądz i taka oszczędność pozostaje dla wielu nie lada problemem. 
Poza tym inwestuję trochę pieniędzy w Polsce. I wyprzedzając wszelkie pytania nie są to kasyna internetowe ;) Ale o tym cicho sza...

Ostatnio obiecałem Wam, że ta notka będzie o narzekaniu... I tak też pozostanie. Czego nie lubię w UK?
- Pogody. I nie chodzi mi o deszcz, wiatr itd. Chodzi mi o to, że tutaj jest w stanie być poranny mróz -2st. i do tego grzać słońce. Jesteś na słońcu jest ok. Wchodzisz do cienia, to zimno i w bluzie trochę chłodno.
- Tych durnych sznureczków do zapalania światła zamiast normalnego kontaktu. W wielu brytyjskich łazienkach i toaletach zamiast normalnego włączniku jest ten cholerny sznureczek, który należy pociągnąć. A spróbujcie trafić na niego ręką, jak jest noc i ciemno, a Wam chce się zrobić 1. Albo co gorsza jak trochę przesadziliście z promilami... mi się nie zdarzyło, ale znajomy znajomego...
- Denerwują mnie brytyjskie ulice. Na pewno znacie obraz po przysłowiowej już wiejskiej imprezie, albo jakichś juwenaliach. Tutaj obraz często jest podobny i to bez imprezy. Tutaj to po prostu jest na porządku dziennym. Ni powiem, że to normalne, bo obraziłbym w ten sposób wielu Brytyjczyków, którzy również tego nie aprobują.
- Wkurza mnie też zachowanie niektórych Polaków tutaj. Przykład w poprzednim poście. Poza tym czasem denerwuje mnie ich podejście do pracy. Wydziwianie w poszukiwaniu pracy przy jednoczesnym braku kwalifikacji. Teraz na przykład wiem, że jak ktoś wraca do kraju i mówi, że wyżyć się nie da z brytyjskiej pensji, to jest albo kłamcą, albo obibokiem. Owszem, jak przeprowadzamy się całą rodziną i pracuje jedna osoba za minimalną krajową, to może się wyżyć nie da. Ale jak mówi tak osoba, która ma dwie ręce i nogi i nie ma żadnego balastu, to ręce mi opadają. 
- Co prawda bezpośrednio mnie to póki co nie dotyczy, ale wkurza mnie brytyjskie prawo w zakresie dostępu do broni i użycia obrony koniecznej do ochrony własnego życia zdrowia i dobytku. Pod tym względem w Polsce jest chyba lepiej. Choć w Polsce jest też chyba więcej wariatów. 

To chyba tyle. Nie wiem, czy coś mnie jeszcze denerwuje tutaj. Na razie nie zapamiętałem więcej rzeczy, które by mnie irytowały. Z dwoma kranami w umywalce jakoś sobie radzę ;)
Więcej rzeczy mi się tutaj podoba niż nie podoba ;)

Acha... zapomniałbym. Dzisiaj mój podopieczny pierwszy raz się na mnie rzucił. Wcześniej też startował, ale dzisiaj był to bardzo wyraźny atak z zamiarem uszkodzenia mnie i pogryzienia. Na szczęście wszystko się skończyło bardzo dobrze. I tak go lubię i moją pracę z nim...

niedziela, 11 grudnia 2016

Polacy

Dzisiejsza notka będzie krótsza od poprzedniej, a będzie dotyczyć... a jakże, Polaków na obczyźnie.

Oficjalnie jest nas w UK niecały milion. Jednakże sądzę, że do tej liczby można spokojnie zaliczyć dodatkowe 50 tysięcy, które nie przebywają w tym kraju do końca legalnie. Czyli ten okrągły milion powinien nas tu być. Z tego co mi wiadomo, to w moim mieście jest ich przynajmniej 4 tysiące. Dlaczego podaję tę liczbę? Są to dane, które obejmują tutejszą polską parafię katolicką obrządku rzymskiego. Dodając do tego wyznawców Świadków Jehowy (których tutejsza polska grupa modlitewna również odznacza się w widoczny sposób), oraz osoby, które chodzą do kościoła, ale nie są "zapisane", a także tych, którzy go omijają... sądzę, że 10 tysięcy Polaków to minimum.

Bardzo żywo działa tutaj parafia polska, która np. celebruje nasze narodowe święta, hucznie obchodzi np. 100. urodziny swoich parafian, nie śpiewając im rzecz jasna 100 lat życia. Poza tym miło pójść w niedzielę do kościoła i usłyszeć polską mowę.

Zdecydowana większość z naszych rodaków pracuje w fabrykach, magazynach, na housekeepingu, w opiece. Jednakże zdarzają się też lekarze, prawnicy, właściciele agencji nieruchomości, kierowcy autobusów, nauczyciele, przedsiębiorcy... Nawet otwierając konto w banku miałem rozmowę z dziewczyną, pochodzącą z Polski... a dokładniej z Przemyśla. Polaków można znaleźć wszędzie. Jadąc autobusem miejskim, będąc na zakupach w TESCO, na placu zabaw. Wszędzie słychać język polski. W większości jest to poprawna polszczyzna... zwykła wymiana zdań między małżonkami. rozmowa matki z dzieckiem, pary staruszków. Jednakże równie często słychać wymowne polskie słowo na K. To też jest czasem miłe, ale gdy słychać to jako przecinek w co czwartym słowie, to przestaje być błyskotliwie.
Niedawno słyszałem nawet historię o Polaku, wchodzącym do sklepu i drącym ryja na cały sklep, bluzgając przy tym... rzecz jasna po polsku. Chamstwo i drobnomieszczaństwo...

Ostatnio rozmawiałem z moim szefem o mentalnościach różnych nacji. Zeszło nawet na Polaków. A że trochę z nas poznał (dla przykładu jego była dziewczyna była Polką z Warszawy), to powiedział mi co nas najbardziej wyróżnia na tle innych. Nie stereotyp złodzieja, nie to, że naprawimy wszystko i na wszystkim się znamy. Najbardziej wyróżnia nas... narzekanie.
Wszystko jest nie tak. Pogoda jest zła, chleb jest niedobry, Anglicy są źli, robota straszna, mieszkania niewygodne... To co tu jeszcze robisz Polaku? Aaa... bo pensja jest jeszcze w miarę. Ale i tak mogłaby być wyższa. A co robisz żeby była wyższa? No jak to co? Pracuję nadal...

I tym miłym akcentem kończę tę notkę. Niebawem minie mi 2 miesiące mieszkania tutaj, a co za tym idzie czas dać upust naszej narodowej przywarze i... Tak, zgadliście. Czas ponarzekać. I o tym będzie kolejny odcinek ;)

niedziela, 4 grudnia 2016

Licea pielęgniarskie - jaki to ma sens?

W dzisiejszej notce chciałbym się odnieść do pomysłu Pana Ministra Zdrowia, Konstantego Radziwiłła o utworzeniu liceów pielęgniarskich. Otóż zakłada on powstanie szkół pielęgniarskich II-stopniowych na podbudowie szkoły dla asystentek pielęgniarskich. 

Pan Radziwiłł ma nadzieję, że osoby, które ukończyły np. I stopień takiej szkoły i uzyskały tytuł asystentki pielęgniarskiej będą mogły podjąć pracę w takowym zawodzie, uzupełniając luki kadrowe po pielęgniarkach, które nie podjęły pracy po studiach, wyjechały, etc.. Jednakże Pan Minister zapomniał chyba o logice. Przyjrzyjmy się zatem jak miałoby to wyglądać. Ilość godzin w szkole branżowej przedstawia poniższa tabela:
Warto tutaj dodać, że obecnie kształcenie w liceum o zwykłej podstawie programowej wynosi ok. 2800 godzin w 3-letnim cyklu kształcenia. 

Aby jasno przedstawić najważniejsze problemy wykonam to w punktach:

1) Pan Minister chce wysyłać do pracy na stanowisko asystentki pielęgniarskiej osoby bez podstawowej wiedzy ogólnej.

2) Pan Minister ma nadzieję, że osoby po I stopniu kształcenia podejmą PRACĘ na szpitalach. To są kpiny. Jeśli będą chciały kontynuować dalsze kształcenie na II stopniu w celu uzyskania tytułu pielęgniarki dyplomowanej i zdania matury, to mając zajęcia w szkole ok. 8-10 godzin dziennie (4390 godzin!) to nie ma takiej możliwości. Coś takiego może się udać na studiach, gdzie np. wykłady nie są obowiązkowe, albo wykładowcy skracają sobie godziny. Który nauczyciel w szkole średniej napisze w dzienniku, że wszyscy uczniowie byli na lekcji, podczas gdy takowej nie było. Co, gdy któremuś z nich coś się stanie? Przecież nauczyciel w takim przypadku ma gwarantowanego prokuratora...
Czyli jeśli komuś przyjdzie do głowy pójść do pracy po I stopniu, to papa maturo i papa pielęgniarko. Szkoły takie będą wylęgarnią niedokształconych asystentek pielęgniarskich.

3) Jeśli jednak komuś się uda skończyć to liceum, to jak to wygląda:
- 6 lat liceum i wykształcenie średnie pielęgniarskie 
albo można wybrać
- 7 lat, po których masz wykształcenie wyższe pielęgniarskie - 4 lata liceum o innym profilu i 3 lata studiów pielęgniarskich, podczas których może uda Ci się pracować i z całkiem niezłą lokatą ukończyć studia
Warto też zauważyć, że zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku masz "do wyrobienia" taką samą ilość godzin. 
Dla tych, którzy boją się powrotu do starego systemu, że najpierw trzeba skończyć pielęgniarstwo na poziomie średnim, potem 2 lata doświadczenia i dopiero można studiować. To nie wróci. Skutecznie broni tego idea systemu bolońskiego. 

4) I co mnie jeszcze nurtuje... Dlaczego na poziomie szkoły średniej i studiów jest taka sama ilość godzin. Czego w takim razie będzie uczona pielęgniarka po takowej szkole średniej, która zechce podjąć kształcenie na poziomie wyższym? Powtórka z rozrywki? Zostaną jej zaliczone wszystkie przedmioty i automatycznie otrzyma licencjat?
Powiecie, że przecież nie tak dawno pielęgniarki robiły tzw. pomostówki i wykształcenie wyższe mogły uzyskać w 1-1,5 roku. Zgadza się i było to bardzo dobre. Ale po pierwsze starsze licea medyczne nie miały 4600 godzin kształcenia zawodowego, a poza tym "pomostówki" miały na celu dostosowanie wiedzy medycznej pielęgniarek do ogólnego poziomu (i nie chodzi tutaj o nazywanie pielęgniarek głupimi, chodzi o to, że np. poziom znajomości chociażby aparatury medycznej na poziomie kliniki uniwersyteckiej oraz szpitala powiatowego jest różny). W tym wypadku studia pomostowe mogłyby mieć na celu zapewnienie kwalifikacji do obsługi EKG, wypisywania recept, np. kursu dla instrumentariuszek. Ale to wymaga jeszcze zmian w kolejnych cyklach kształcenia. 
Poza tym należy pamiętać, że od 2 lat studiów tych nie finansuje Unia Europejska, ale pielęgniarki robią to z własnej kieszeni. Czyli aby następnie podjąć studia trzeba mieć pieniądze. A jest ciężkie uzbieranie takowej kwoty z pensji pielęgniarskiej.


W powyższych punktach pominąłem czynnik ludzki, czy osoba u której buzują hormony może podjąć się ciągłego kształcenia 6-letniego, czy od osoby na poziomie poniżej klasy maturalnej można oczekiwać siedzenia w szkole/szpitalu po 10 godzin dziennie... To są osobiste predyspozycje, ale na pewno będą przeciw kształceniu specjalistycznym na poziomie średnim.

Zastanawiają mnie jeszcze stosunki w pracy między owymi pielęgniarkami z wyższym oraz ze średnim wykształceniem. Ostatnio bardzo podzielił środowisko pielęgniarskie temat powrotu liceów i zaczęły się debaty co jest lepsze. Jedno i drugie pod względem kształcenia jest dobre. Jednakże wcześniej, kiedy likwidowano poziom średni, to te, które skończyły licea nadrabiały doświadczeniem. Były szanowane z uwagi na to, że są starsze i bardziej doświadczone, niż świeżaki prosto po studiach. A teraz? Przyjdą świeżaki prosto po liceum do środowiska, w którym większość jest starsza, bardziej doświadczona, z wyższym wykształceniem. Może nie wszędzie, ale już widzę ten podział obowiązków na oddziałach... 

Poza tym co w takim układzie sił z wykształconą kadrą opiekunów medycznych? Czyżby pomysł z opiekunami nie wypalił, bo mało osób chce pracować za minimum krajowe? Swego czasu jeden z podsekretarzy w Ministerstwie Zdrowia (poprzedniej kadencji) chwalił się, że przez 8 lat udało się wykształcić ok. 2500 opiekunów. Naprawdę 2-3 opiekunów na szpital (nie licząc domów opieki, emigracji itd.) to takie duże osiągnięcie?

To tyle uwag na razie. A Wy co myślicie o tym projekcie?

PS: Czekam jeszcze z niecierpliwością na pomysł utworzenia szkół felczerskich na poziomie średnim. W końcu lekarzy też brakuje, nieprawdaż?

piątek, 25 listopada 2016

Zakupy i praca

Wczoraj naszła mnie przemożna chęć, aby ugotować pierogi. Jak jednak zrobić to bez produktów? Ano się nie da ;) Poza tym trzeba mieć sprzęt do produkcji, etc. Po poszukiwaniach udało mi się znaleźć w jednym ze sklepów stolnicę i wałek. Czyli pół sukcesu już mam. Poza tym należało zakupić produkty do wykonania owych pierogów oraz inne przydatne rzeczy do domu. 

Zatem dzisiaj przedstawiam Wam mój wczorajszy koszyk zakupowy:


Na fotce zabrakło jeszcze mleka. 
Podaję zatem specyfikację moich zakupów:
- stolnica
- wałek do ciasta
- 2 opakowania rolek papieru toaletowego po 9 rolek każda
- 2kg cukru
- 2,5kg ziemniaków
- ponad 2l mleka
- pasta do zębów Colgate
- zeszyt 100kartkowy A5
- duża śmietana polska
- 3 kostki sera białego polskiego po 250g każda
- 2 opakowania barszczu białego i 1 opakowanie ziela angielskiego
- 2kg mąki poznańskiej
- 0,5kg sera żółtego tartego

Za całość zapłaciłem 44,11£. Czy to dużo? Nie wydaje mi się skoro w przypadku zarabiania minimalnej krajowej brytyjskiej (minimalnej w przypadku ukończenia 25 roku życia - 7,20£) jest to równowartość 6 godzin i 10 minut pracy. Mnie zaś kosztowało trochę mniej czasu spędzonego w pracy ;)
Warto też wziąć pod uwagę, że połowę tych kosztów stanowi zakup rzeczy trwałych - stolnicy i wałka.

Co ciekawe, to nie na wszystkich paragonach jest podane ile zapłaciło się podatku VAT. Nie robi tego np. TESCO. Jednakże na podstawie tych sklepów, które to robią można wysnuć wniosek, że podstawowe artykuły żywnościowe nie są objęte podatkiem VAT. W polskim sklepie, gdzie kupiłem większą część produktów żywnościowych nie zapłaciłem nawet jednego pensa podatku. 

Jednakże żeby pójść na zakupy trzeba mieć... No właśnie. Co trzeba mieć to chyba każdy wie. CZA MIEĆ PINIONDZ! :-D

Gdy tutaj przyjechałem miesiąc temu, mając już załatwiony NIN (coś jak nasz NIP i PESEL razem wzięte), to przez kilka dni zachwycałem się krajobrazem. Potem udałem się do jednego z domów opieki, gdzie dostałem dokumenty do wypełnienia w domu i odesłanie do ich centrali w środkowej części wyspy. W tym samym dniu udałem się do szpitala zapytać, czy mogę dokumenty złożyć bezpośrednio u nich. Okazało się, że mogę to zrobić jedynie poprzez platformę online. Wróciłem zatem do domu i wszedłem na stronę z drzewkiem w celu szukania pracy. Znalazłem 2 ogłoszenia - jedno do opieki nad autystykiem w jego domu, zaś drugie jako pomoc kuchenna. Odpowiedziałem na oba i... na oba dostałem odpowiedź poprzez SMS. W jednym zaproszenie na rozmowę, a w drugim na dzień próbny.
Na szczęście rozmowa w pierwszym miejscu pracy została ustalona na dzień wcześniej niż trial w drugiej. Pojechałem na rozmowę do teamu, zajmującego się owym autystykiem. Rozmowa z dwoma opiekunami przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Ogień w kominku, wygodne fotele, kawa. I tak zleciało jakieś 40 minut. Mój szef pochodzi z Jordanii, koleżanka z pracy z Rumunii. Pozostałe osoby są Anglikami. 
Lepszej pracy na dzień dobry nie mogłem sobie wymarzyć. 
Pacjent chodzący, nie wymagający stałego spoglądania na niego, a jedynie nadzoru. Czynności fizjologiczne zachowane. Na jednej zmianie jest tylko ten jeden pacjent i dwóch opiekunów jednocześnie. Stawka godzinowa... lepsza niż przewidywałem. Podobną mógłbym zarobić w normalnym domu opieki na zmianie nocnej. Może nawet mniej bym tam zarobił... Poza tym czuć pewnego rodzaju szacunek do człowieka. Jak zgodziłem się wziąć zmianę popołudniową za koleżankę, zostając dłużej w pracy, to szef wziął mi żarcie z Maca, bo stwierdził, że na pewno jestem głodny.

I'm not complaining!!!

A pierogi wyszły tak: